A potem żyli długo i szczęśliwie…

Książę na białym koniu po wielu, ciężkich przeprawach zdobywa w końcu księżniczkę, która z zachwytem wpada w jego ramiona, przerywając długi czas przebywania w wieży lub wyzwalając się spod rodzicielskich skrzydeł. Potem oczywistym jest, że złe czasy się skończyły a rozpoczął wieloletni okres wspólnego szczęścia aż po grób. Dlaczego w realnym życiu tak trudno nam utrzymać ten cudowny czas szczęśliwości przez długie lata?

Jeśli w związku nam się nie układa, jesteśmy coraz bardziej niezadowoleni z siebie
nawzajem i w głowie ciągle przewija się myśl: „to nie tak miało być”, czujemy się oszukani,
rozczarowani, pogubieni warto się zatrzymać i zadać sobie pytanie:, O co w tym wszystkim
chodzi?

Można zacząć od tego by popatrzeć, na związanego z nami człowieka, z dystansu. Zastanowić się czy wiemy, jakie są jego pragnienia, czego chce od życia, jakie ma plany, marzenia. Zobaczyć go osobno, nie jak nasze dopełnienie, drugą połówkę jabłka czy pomarańczy, ale jako kogoś ciekawego, kogo spotkaliśmy na naszej drodze.

Często w codziennej krzątaninie i sprawach organizacyjnych zapominamy o tym, co nas ze sobą połączyło, że kiedyś przecież rozmawialiśmy o planach i marzeniach, o życiu…, teraz nie ma już na to czasu. W codziennym pędzie zaczynamy od naszego partnera wymagać żeby wiedział, jakie są nasze potrzeby, w lot rozumiał nasze myśli, pomagał, wspierał, nie ranił, rozumiał itp.

Przecież ma być najbliższą osobą, więc powinien. Takie nastawienie nie pomaga w budowaniu dobrej relacji a wręcz przeciwnie powoduje, że druga strona reaguje na stawiane jej wymagania, nakazy, wyrażane lub ukryte pretensje walką, lub ucieczką.


Zaczynamy się przepychać, walczyć o to, kto ma rację, bronić swojego stanowiska, oddalamy
się od siebie. Mamy coraz więcej myśli, że on/ona mnie nie rozumie, nie warto rozmawiać,
bo i tak nic z tego nie wyjdzie, tyle razy próbuję wiec może druga strona raczy coś z tym
zrobić.


Żeby przerwać ten stan rzeczy warto zdać sobie sprawę, że nie możemy zmienić naszego partnera, „naprawić” go sami czy też za pomocą jakiegoś specjalisty. To, co jest dla nas dostępne i co możemy zrobić, to spróbować zacząć od siebie. Na początku nie jest to łatwe, pojawia się opór, myślenie, że to niesprawiedliwe, że tylko ja mam coś robić, w ten sposób przyznaję się, że to moja wina itp. Pewnie jest w tym sporo racji, ale czy chodzi nam o to żeby wdrożyć śledztwo, znaleźć winnego, wymierzyć karę? Czy bliższe nam jest myślenie o tym, co zrobić z istniejącym stanem rzeczy? To tylko początek drogi, ale czy nie warto dać sobie szansy na zbudowanie szczęśliwego związku.


Beata Lichocka
Psycholog, Psychoterapeuta, Trener
Przyjmuje w: SENS Instytut Rozwoju Osobistego
www.sensinstytut.com
b.lichocka@sensinstytut.com
tel. 602 585 111